[av_heading tag=’h2′ padding=’10’ heading=’Kiedyś zabijesz mnie życie’ color=” style=’blockquote modern-quote’ custom_font=” size=’33’ subheading_active=’subheading_below’ subheading_size=’15’ custom_class=”]
Teraz wyjdę, a kiedy wrócę, już nie będę twoja, nigdy więcej. Jeśli wrócę. Okrąg księżyca przesypuje się przez klepsydrę. Jak słodki miesiąc, umiejętnie roztarty w pył. I cudny koniec, co jak każdy, mieni się początkiem. Soczysty przedsmak truskawek. Dotyk przebiśniegów, którym stworzą mnie od nowa. Boskie cherubiny wleją we mnie świeże słowa. Stare rozpadły się, a wena umarła we mnie i nie umiem już pisać. Artysta pusty, upadły. Dziwka – nazywa siebie nimfą. W pogoni za muzą runęłam, a świat runął wraz ze mną, roztrzaskał kolana. Moje kolana, w chwiejnym powrocie do domu, którego nie mam. Chwiejnym schowaniem się pod ramię, którego nie kocham.
[/av_heading]
[av_image src=’http://napelnejkurwie.com/wp-content/uploads/2015/10/kiedyś-zabijesz-mnie-życie.jpg’ attachment=’1045′ attachment_size=’full’ align=’left’ animation=’no-animation’ styling=” hover=’av-hover-grow’ link=” target=” caption=” font_size=” appearance=” overlay_opacity=’0.4′ overlay_color=’#000000′ overlay_text_color=’#ffffff’][/av_image]
[av_textblock size=” font_color=” color=”]
*
Później budzę się obok, przysłaniam oczy ręką, bo błądzą i giną spojrzeniem w promieniach. Tak jakby płonę ciepłem kawy, tam w środku gdzieś, jej przypływ wypłukuje ze mnie życie, wlewa wegetację. I już wiem, że muszę to skończyć. Muszę to skończyć! Zbieram siły, ale rozbijam je o podłogę. Znowu.
Mój kochanek to Życie. Trwam przy nim uparcie, nie potrafiąc inaczej. Czasem otwieram drzwi, a otchłań, która mnie wita przytłacza mój umysł niepewnością. Ciągnie w dół moje wątłe ciało. A wtedy ja, nie wiedząc czemu, chwytam się futryny i nie chcę już nic. Nie wierząc w wieczny żywot.
Nie wierzę w grzechów odpuszczenie.
Nie wierzę w ciała zmartwychwstanie.
Trwam przy nim uparcie. Głupia.
Mój kochanek to Życie. Trwam przy nim uparcie, nie potrafiąc inaczej. Czasem otwieram drzwi, a otchłań, która mnie wita przytłacza mój umysł niepewnością. Ciągnie w dół moje wątłe ciało. A wtedy ja, nie wiedząc czemu, chwytam się futryny i nie chcę już nic. Nie wierząc w wieczny żywot.
Nie wierzę w grzechów odpuszczenie.
Nie wierzę w ciała zmartwychwstanie.
Trwam przy nim uparcie. Głupia.
*
Nie kocham cię, Życie. Nie pokocham cię, Życie. Choćbyś przyniosło mi do łóżka tysiąc śniadań i róż jeszcze więcej, nie pokocham cię! Zawsze kiedy ufam, zbyt mocno trzymając się twej dłoni, ty staczasz się niepostrzeżenie, ciągnąc mnie za sobą na dno. I targasz moje włosy i wciskasz szkło w oczy, solisz rany.
Kiedyś zabijesz mnie, Życie.
Tekst, Foto: Efemeryczna
[/av_textblock]
[av_comments_list]