[av_textblock size=” font_color=” color=”]
Western made in Poland
Polska to kraj w którym trudno jest egzystować nie mając własnych środków pieniężnych ani źródeł dochodu. Ale i posiadanie czegoś co przynosi większy zysk, może przysporzyć wielu problemów i uprzykrzyć żywot. Polska to kraj w którym lepiej się nie wyróżniać, w którym lepiej przejść przez życie cichutko, nie zwracając na siebie większej uwagi. Jakie są polskie realia, przekonał się na własnej skórze pan Kazik, właściciel hotelu i zajazdu dla tirów.
Kazika spotkałem pracując dla agencji, wysłano nas obu na kilka dni do pewnego zakładu w centrum Edinburgha. Starszy, sympatyczny, grubas. Kiedyś biznesmen, właściciel przynoszącego spory dochód rodzinnego interesu. Kilka lat temu sprzedał wszystko co posiadał i wyjechał do UK, zabierając ze sobą rodzinę. Dziś sprząta, pakuje, nosi, rzucany przez agencję w coraz to nowsze miejsca. Co go skłoniło do oddania swego imperium?
Kazik na początku lat dziewięćdziesiątych otworzył stację paliw przy ruchliwej trasie. Biznes wypalił i miał się dobrze, więc zarobiony pieniądz zainwestował w zajazd dla tirów. Potem hotel, bar i dom weselny. Pieniędzy przybywało, firma rosła.
– Zaraz po upadku komuny, kto cokolwiek miał grosza odłożonego i komu się chciało robić to kombinował by coś otworzyć swojego. Ja kawałek działki miałem przy trasie więc otworzyłem CPN. Wszystko było pięknie jak w bajce. Zacząłem od zera, a w późniejszej fazie zatrudniałem już dwadzieścia sześć osób. Dzięki zajazdowi, ustawiłem się i zabezpieczyłem byt dzieciom. Stworzyłem taki „family busines”. Do tego przynoszący bardzo dobre zyski.
Biznes kwitł. Wszystko szło pięknie. Zbyt pięknie. Do czasu, aż imperium Kazika zaczęła się interesować „agencja ochrony”.
– Pewnego razu podjechało czterech panów, poprosili mnie na bok i zapytali czy nie potrzebuję ochrony. Tak naprawdę to dali mi wyraźnie i w mało delikatny sposób do zrozumienia, że jest mi takowa bardzo potrzebna. Liczyłem się zawsze z tym, że coś takiego może się przydarzyć. Słyszy się to i owo, wczoraj się nie urodziłem. I wiedziałem, że na policję tego lepiej nie zgłaszać. Poza tym wychodziłem z założenia, że jak nie tym, to pewnie przyszli by inni, więc dla spokoju płaciłem. I przez dłuższy czas miałem spokój. Raz w miesiącu zgłaszali się po pieniądze, bardzo tego nawet nie odczuwałem – mówi Kazik – Aż razu pewnego przyjechali i powiedzieli, że do zajazdu i na hotel mi dziewczyny wstawiają. Z początku nie zgodziłem się, ale postraszyli to uległem. Potem było już tylko gorzej. Zjeżdżali się kiedy chcieli, brali pokoje, dziewczyny. Burdy, imprezy, czasem nie wiedziałem co z oczami zrobić, takie rzeczy się działy . W końcu nie wytrzymałem i uciekłem. Sprzedałem to praktycznie za bezcen, zabrałem żonę, dzieciaki, wsiadałem w samolot i przyleciałem na wyspy, a teraz sprzątam – śmieje się mężczyzna – Nie mogłem zrobić nic, nie miałem do kogo się z tym zgłosić. Bałem się o siebie i rodzinę. Człowiek żyje w normalnym państwie. Jest uczciwy, płaci podatki, a jak zaczyna się dziać źle i potrzebuje pomocy od państwa, od policji, wie że tak naprawdę jest sam, zdany na siebie i nikomu nie może zaufać. Niema się do kogo zwrócić o pomoc. Jest totalnie bezradny.
Kazik dziś sprząta i zarabia dużo mniej niż zarabiał prowadząc własny interes. Ale jak twierdzi oddycha mu się teraz lekko. Nie boi się o zdrowie i życie swoje oraz rodziny. Bowiem lepsza marna bezstresowa praca, niż dobrze płatny business w scenerii westernu.
Tekst: Deimien
Szkic: Clartiste
[/av_textblock]
[av_comments_list]