Miłość to staromodne słowo

Pukanie do drzwi wyrwało Darię z popołudniowej drzemki. Zerwała się, usiadła na brzegu sofy, spuszczając nogi na podłogę. Zanurzyła twarz w dłoniach, przecierając zaspane oczy. Po chwili ktoś zapukał ponownie, znacznie mocniej niż poprzednio.

– Kiego chuja niosą?- zaklęła głośno, po czym sięgnęła po niedopitego drinka, stojącego na szklanym stoliczku. Wysączyła go do dna, wypluwając z powrotem do szklanki rozmoczoną cytrynę, następnie udała się w stronę drzwi.

Na progu stała Baśka w żółtej, ortalionowej kurtce i w starych, wypchanych na kolanach spodniach dresowych. Była blada jak ściana, a rozmazany makijaż świadczył o tym, że przed chwilą płakała.

– Co się stało? – zapytała Daria.

– Robert mnie zostawił – odpowiedziała Baśka, wybuchając jednocześnie z trudem tłumionym płaczem.

– Tak po prostu?

– Tak. Powiedział, że się zakochał, spakował ciuchy i odszedł. Podobno wynajął sobie mieszkanie gdzieś na Gorgie.

– Co? Zakochał się? W kim? – roześmiała się Daria.

– W tej małej co na notesach robiła.

– Co? W jakiej małej? – zmarszczyła czoło próbując przywołać myśli.

– No, w tej zezowatej gówniarze, co ją agencja do nas przysłała.

– Aaa… o tej mówisz. Hmmm… Kręciło się kurwie ucho, kręciło i wykręciło! Ja tak czułam bo dupę jak pawian lansowała.

– Ale jak on mógł mnie zostawić dla niej? Przecież to jeszcze dziecko.

– A to akurat mnie nie dziwi. Sama bym cię zostawiła dla takiej świeżyzny.

– Ale…

– Nie ma żadnego ale! Posłuchaj mnie ciotka, gdy się pięćdziesięcioletniemu prykowi, trafi siedemnastoletni jebliwy aniołek, to choćby mu przeciwpiechotna miała nogę urwać, nie wytrzyma i poleci. Gwarantuje ci, każdy facet tak ma. I gwarantuje, że każdy jeden… a z resztą, czym ty się martwisz? Gówniara dopiero zjechała, sama zagubiona, niekumata jeszcze. Więc złapała sobie opiekuna – sponsora. I co ty myślisz, że ta historia będzie z happy endem? Bla, bla, bla… i żyli długo i szczęśliwie – Taki chuj jak Batorego komin! Powiem ci jak będzie. Mała stanie na nogi, złapie kontakty, przyjaciół. I nie miną trzy miesiące jak go pierdolnie z hukiem. A on wróci na kolanach do ciebie. Robiąc maślane ślepia, będzie stękał jaki on był głupi, że źle zrobił i jak bardzo żałuje. Pęka mu serce, śledziona i chuj wie co tam jeszcze z tego powodu. I wtedy ty, najzwyczajniej, każesz mu wypierdalać moja lalu. Czaisz?

– Ale to i tak nic mi nie da. Mam czterdzieści sześć lat. Szesnaście lat związku z Robertem, a teraz mam być sama? Ja tak nie będę umiała. Co ja mam teraz zrobić? Za stara już jestem by znaleźć sobie kogoś.

– Jak to co robić? – I ty się z kimś ruchnij… wiesz… z tym Stevenem z książek. Pamiętasz? Jak go poznałaś, cały dzień za mną chodziłaś i pieprzyłaś w kółko – „Jakie on ma dobre oczy. Jakie on ma dobre oczy”. Wystaw mu. Myślisz, że nie weźmie. Rzuci się jak sikorka na słoninę. I nie pieprz mi, że na ciebie za późno. Bacha, jesteś zajebista dupa, sama bym ci zerwała majtki. Tak, że żyj kobieto, żyj. Po szesnastu latach małżeństwa masz sporo do nadrobienia. Zrobimy tak – od nowego miesiąca będę szukała współlokatora, więc zostawisz tamto mieszkanie i wbijasz do mnie, ja się tobą zajmę.

– Dzięki ale zostanę u siebie, może on wróci, może mu tylko chwilowo odbiło. Poza tym ja go wciąż kocham.

– Głupia cipa! Posłuchaj! Miłość nie istnieje – to mit. Miłość wyszła z mody. Każdy teraz się bzyka z każdym. Dla słodkiego sekreciku i adrenaliny. Bez uczucia, bez ciepła. Czas sentymentów, romantyzmu i poetów układających ptysio – serenadki minął. Rozumiesz? Jest zauroczenie które z czasem mutuje na przyzwyczajenie. To cała definicja miłości. A ty masz się teraz odzwyczaić. Kochać to można kota albo psa, a nie faceta. Poza tym mieliście swoje dłuuuugie pięć minut. Szesnaście lat to zajebiście długo. Powinnaś się cieszyć, że tyle pociągnęliście bez zgrzytów. W końcu musiało się spierdolić. Wybacz, ale związki mają to do siebie, że się w końcu rozpadają. Weźmy taki Radziecki. Prosty przykład na to. Od maja zamieszkamy razem bez dyskusji.

5 miesięcy później…

Daria leżała na sofie, tępo wpatrzona w ekran telewizora. Ściskając mocno pilota, co chwila skakała z kanału na kanał.

– Kurwa, sobota wieczór, a w szkiełku nic niema – powiedziała gdy ktoś zapukał do drzwi. Rzuciła na stolik pilota, przeczesała palcami włosy, po czym pobiegła otworzyć. Na progu stał Robert, który na widok Darii wymusił uśmiech.

– Cześć. Jest Basia?

– Chuj cię obchodzi, zapytać się możesz.

– Oj, Daria, nie rób sobie jaj.

– Jaja to ty zaraz stracisz.

– Daria pozwolisz? – zapytała Baśka, która wyszła z kuchni usłyszawszy głos Roberta – Cześć. Co cię sprowadza?

– Cześć. Chciałem zabrać kilka płyt, jeśli nie masz nic przeciwko.

– Wiesz co? Ciągle są gdzieś w pudełkach. Płyt nie rozpakowywałam. Musiała bym poszukać. Wejdziesz? Zrobiłam pomidorową.

– Nie. Nie zawracaj sobie głowy. Przyjdę innym razem. Co w ogóle u ciebie?

– A nic. Mieszkam z Darią jak widzisz.

– A ja z Krzyśkiem i Mirkiem.

– A co z…?

– Stare dzieje. W następną sobotę Stefan robi grilla. Wczoraj skończyliśmy szykować to Volvo co kupił. Z tego złomu zrobiliśmy nawet fajną pszczółkę, więc trzeba ją opić. Mały Stefana aby pyta – „Gdzie ciocia Basia? Gdzie ciocia Basia?”

– No…

– Może poszłabyś…?

– Pracuję.

– Ok… tak pytałem…

– Ale może się z kimś zamienię.

– Fajnie by było. Zadzwonię do ciebie w czwartek.

– Ok.

– To ja spadam. Cześć.

– Cześć.

Baśka zamknęła drzwi po czym wróciła do salonu. Daria siedziała na sofie z założonymi rękami i patrzyła na nią z przymarszczonym czołem.

– No co? – zapytała Baśka.

– Gówno! Głupia cipa! – burknęła Daria.


Tekst: Deimein

Comments

comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *