Ja klecha

Pan Marian zwykł mi powtarzać  – „Chcesz nic nie robić, a brać dobre pieniądze? – Idź na księdza”. Nie usłuchałem, nie poszedłem. Czasem się zastanawiam – Jak by to było gdybym…?

Wewnątrz kościoła panuje półmrok. Kolorowe witraże szpecą wpadające przez nie światło. Chłodne powietrze przesycone zapachem kadzideł i świec. Jeszcze jest coś… „ten zapach” którego nigdy nie mogłem zidentyfikować. Ciężki i słodki. Niczym z wnętrza starej, zatęchłej komody. Coś jakby… Do diabła z tym.

Sporo ich. Tych od pana młodego. Z grubym Zenkiem Witaszem na czele. Nerwowy jakiś, paznokcie gryzie. Spokojnie Zenuś, skończymy to gorzałę pójdziecie pić. Od panny młodej też trochę. Więckowska z wyszytym na twarzy – Zazwyczaj jestem pizdą, ale dziś córkę wydaję, więc to jest mój dzień. Taa… nienawidzę tego babsztyla.

Z trzeciego rzędu dochodzi szmer i strzelanie stawów. Różaniec leci pełną parą.

Zdrowaś Mario! Zdrowaś Mario! Zdrowaś Mario! Tutututu! Tutututu! Tutututu! Tuuuuuuuuuuuuuuuu! – Jak w „Lokomotywie” Tuwima! Słodki świecie.

Wreszcie idą! Organy! Kościelny jak zwykle się jebnął o oktawę. Kiedyś grał bluesa po knajpach. Skończył jako organista na tym zadupiu. Do diabła z nim.

Heh… Młody żeniacz Zenka, na co dzień w szarym dresiku i w rozciągniętej koszulce, w garniturze wygląda dość komicznie, jak połączenie alfonsa z przedsiębiorcą pogrzebowym. Maleńka wygląda fantastycznie, zresztą jak zawsze. Zdecydowanie jest miss tego zadupia. I ta suknia, wygląda w niej tak niewinnie. Heh… no może wyłączając ten dekolt . Słodki świecie, co za piersi, że szwy wytrzymują. Jakby puściły, młody by mógł stracić oko. Zdecydowanie najładniejsze cycki na wiosce. Idealnie krągłe. Jabłuszka, a nie gruszki, a to najważniejsze. O tak. Ile ja bym dał by zanurkować między tę parkę, na małe „ścisk pysk”. Zanurzyć się. Stracić oddech. Skonać pod ich ciężarem…

– Proszę księdza… Proszę księdza, możemy zaczynać? Proszę księdza!

– Jureczku to nie tak jak myślisz…. Znaczy się, tak możecie… A co?… Co ja chciałem? Ach tak! Zebraliśmy się tutaj wszyscy, aby być świadkami, połączenia węzłem małżeńskim, oto tych dwojga. Jurka Witasza i Marioli Więckowskiej. I tak żeby nie przedłużać.

– Jureczku. Czy bierzesz sobie, tę oto kobietę za żonę i ślubujesz jej wierność, miłość i uczciwość małżeńską, pomimo faktu, że miał ją już każdy w wiosce oprócz ciebie. Ma dwuletnie dziecko z Więcława starszym… tak z tym co się pastwił nad tobą przez całą szkołę średnią. A ty mu teraz chcesz bachora bawić?

– Tak przysięgam.

– Ale zdajesz sobie sprawę z tego mój drogi, że ona jest z tobą tylko dlatego, że nie udało jej się trafić nic lepszego?

– Powiedziałem tak! Przyrzekam!

– I zapewne zdajesz sobie również sprawę z faktu, że ona ci nie da nawet po ślubie.

– Tak! Tak! Tak! Do cholery!

– A więc dobrze… Mariolo…. Czy ty, bierzesz sobie, tu oto tego Jurka Witasza za męża? Mimo, że to największe pośmiewisko, nieudacznik i sierota we wiosce?

– Tak. Przyrzekam.

– Myślę kochana, że z takim tyłkiem stać cię na coś znacznie lepszego niż ten obwieś. Zastanów się do dobrze.

– Podjęłam już decyzję. Tak!

– Dobrze więc do diabła! Ogłaszam was mężem i żoną. Lizać i obrączkować się możecie równie dobrze na zewnątrz, a teraz spierdalajcie bo za dwadzieścia minut mam być na skypie! No już! Bo kościelnemu każe psy spuścić!

Hmmmm… Do diabła z tym!


Tekst: Deimien

Foto: Deimien

Comments

comments

One Comment on “Ja klecha”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *